Polski English Deutch France Czech

Biuletyn Informacji Publicznej Cieszyn na Instagram
Cieszyn na Instagram






Unia

eUrzżd - Elektroniczne Usżugi dla Mieszkażca


Budzet Obywatelski

Cmentarze Komunalne w Cieszynie
System gospodarowania odpadami

Pobierz najnowszy numer Wiadomożci Ratuszowych
Miejski System SMS-owy

Imprezy nadchodzące

Kwiecień 2024
P W Ś C P S N
1 2 3 4 5 6 7
8 9 10 11 12 13 14
15 16 17 18 19 20 21
22 23 24 25 26 27 28
29 30          

Dyżury aptek

Apteka Farmarosa,
ul. Bobrecka 27
tel.: 33 858-27-65
Mapa inwestycji w Cieszynie



Strona pożwiżcona GPR
Gminny Program Rewitalizacji


Strona pożwiżcona kopercie życia

czeski Cieszyn - oficjalny serwis

Historia i tradycja » Tradycje cieszyńskie » Podania »

O utopcach

M. Szalbot
       Jeśli podczas wieczornego spaceru brzegiem Olzy zobaczysz w pobliżu wody dziwnie zachowujące się zwierzę lub osobliwie wyglądającą postać pykającą fajeczkę – masz szczęście, lecz uważaj... spotkałeś utopca we własnej osobie.
       Starsi mieszkańcy Śląska Cieszyńskiego powiadają, że niegdyś te dziwne istoty wodne licznie zamieszkiwały tutejsze rzeki, stawy i potoki. Jedni twierdzą, że utopce to duchy, które jak świat światem władały wodną krainą; inni, że stali się nimi ludzie utopieni lub ci, którzy wybrali samobójczą śmierć w wodzie. Dawniej wszyscy wiedzieli, że zbliżanie się do strumieni o północy, kąpanie się w rzekach przed św. Janem (24 VI) lub wykonywanie jakichkolwiek prac nad stawami w południe, gdy rozbrzmiewał dzwon na Anioł Pański, mogło rozzłościć nawet najłagodniejsze utopce, które zazwyczaj poprzestawały na płataniu ludziom niemiłych figli. Jednak wciąganie ludzi i zwierząt domowych w wodne czeluści było po prostu przypisane ich naturze. Jedne topiły, aby przerwać swą pokutę, inne – wyjątkowo złośliwe – z zazdrości, że nie mogą być zbawione, wciągały do wody po prostu wszystko, co się ruszało na brzegu. Dusze utopionych nieszczęśników przechowywały utopce w obróconych do góry dnem doniczkach, ustawionych rzędem w sekretnej izbie swej podwodnej siedziby.
       Piękna okolica, którą swe krystalicznie czyste wody pełne ryb i raków toczyła Olza oraz wpadające do niej pomniejsze rzeczki, była dla utopców wprost wymarzonym siedliskiem. Podobno jeszcze przed I wojną światową utopcowy ród na Ziemi Cieszyńskiej był wyjątkowo liczny. Utopce żyły w sąsiedztwie mieszkańców prawie wszystkich tutejszych miasteczek i wiosek.
       Stare utopce przybierały najchętniej ludzką postać –człowieczka niewielkiego wzrostu, ociekającego wodą o szpetnej twarzy i zielonych wytrzeszczonych oczach, osadzonych na nieproporcjonalnie dużej głowie, o długich zawsze zimnych rękach, który był odziany w zielony kubraczek, czerwone spodenki i tegoż samego koloru czapeczkę.
       Rzadko widywano utopculę (żonę utopca), która nie grzesząc urodą, najczęściej ukazywała się pod postacią ropuchy. Wyjątkowo urodziwe były natomiast utopcowe córy, które pięknie przystrojone zjawiały się przed północą na wiejskich zabawach, z powodzeniem uwodząc, a potem topiąc naiwnych pachołków. Wabiąc ku wodzie swe nieostrożne ofiary, przebiegłe utopce zmieniały się w małe bezradne dzieci samotnie bawiące się nad brzegiem rzeki lub elegancko ubranych mężczyzn, zachęcających wieczorną porą młode panny do wspólnej kąpieli po upalnym dniu. Najgroźniejsza jednak dla człowieka była ich umiejętność przemieniania się w różne zwierzęta. Ogromne, dające się złapać szczupaki lub raki, szamoczące się w szuwarach gołębie, kaczory, baraszkujące ufnie na brzegu strumieni wydry, zające, wiewiórki, prosiaki, a nawet konie, na moment przed wciągnięciem pod wodę zwabionej na płyciznę ofiary, ukazywały się w swej człekokształtnej postaci, zanosząc się skrzekliwym śmiechem i klaszcząc w dłonie. Po św. Janie utopce traciły swą złą moc, ale nadal z upodobaniem straszyły. Jeden gazda, uchodzący we wsi za odważnego, z przerażeniem opowiadał, że pewnej nocy, kiedy wracał do chałupy lekko podchmielony, gonił go olbrzym bez głowy. Inny z przejęciem ostrzegał swych ziomków, aby nocą nigdy nie zapuszczali się w gęste zarośla nad rzeką, z której niedawno wyłowiono ciało topielca. On sam ledwo uszedł z życiem. Do świtu nie mógł znaleźć drogi do domu i co krok napotykał miejsca, w których nad taflą wody tańczyły czerwone karzełki...
       Większość ludzi znała z opowiadań, a tylko nieliczni osobiście – emerytowanego utopca Bernarda ze Stonawki, który porzucił swój fach i zamiast topić zajął się pomaganiem zaprzyjaźnionej wielodzietnej rodzinie Klimszów, wesołego, ale płochliwego Rajzokitkę z Zebrzydowic, starego utopca Wajdę z Suchej Górnej, który żył w komitywie z parobkami wypasającymi konie nad stawem Szczyrkulą, czy też utopca z Kończyc Małych, którego czasami widywano, jak siadywał nad Piotrówką pykając fajeczkę. Kupcy, odwiedzający Skoczów w dni targowe, przejeżdżając przez most na Wiśle, pamiętali o zapłacie 1 krajcara myta tamtejszemu utopcowi. W Brennej wszyscy wiedzieli, że sędziwy utopiec z Brennicy, smakosz piwa podawanego w wiejskiej gospodzie, to dobry kamrat wójta i gazdów.
       Starzy ludzie powiadają, że wielopokoleniowe rodziny utopców od niepamiętnych czasów zamieszkiwały też okolice Strumienia, Pogórza, Zabłocia, Nawsia, Łomnej i Karwiny. Zdarzało się, że tego samego jegomościa widywano w różnych miejscowościach Śląska Cieszyńskiego. Zamieszkując jakąś rzekę, utopce „darły ze sobą koty” o miejsca, w których woda była głęboka, niezmącona i obfitowała w ryby. Swe podwodne siedziby, urządzane ponoć z wielką starannością i przepychem, opuszczały niechętnie - najczęściej przepędzane przez ludzi.
       Większość utopców wolała życie na wsi. Bywało jednak, że niektórzy przedstawiciele tego rodu z własnej woli przenosili się w pobliże miast. Podobno przez pewien czas lokatorem w Olzie pod Cieszynem był nikomu nie wadzący darkowski utopiec-przewoźnik, który opuścił rodzinne strony po śmierci starego Szewczyka.

Rokitka z Cieszyna

       Mieszkańcy Cieszyna znacznie lepiej zapamiętali sobie jednak innego sąsiada z Olzy - utopca Rokitkę. Zanim sprowadził się do nadolziańskiego grodu, długie lata mieszkał wraz z rodziną w rzece Tyrce – pod Jaworowym. Z czasem jednak podgórska siedziba stała się niewygodna i Rokitka zdecydował się na przeprowadzkę. Aby dotrzeć do przepływającej przez Cieszyn Olzy, opłacił setką ryńskich mieszkającego pod Jaworowym gospodarza. O północy zlękniony chłop zajechał wozem drabiniastym nad brzeg Tyrki. Zanim utopiec zaczął pakować cały dobytek, przykazał przewoźnikowi, aby nie ważył się oglądać za siebie. Gazda był jednak niezmiernie ciekawy, co utopiec zabierze ze sobą pod Cieszyn. Zgiął się w pół i zerknął do tyłu. Na widok kłębiących się na wozie ryb, raków, żab, „przeszły go ciarki”, jednak nie dał nic po sobie poznać. Na żądanie Rokitki ruszył w drogę do Cieszyna. Utopiec wiedział jednak, że chłop nie dotrzymał słowa. Przy rozstaniu nakazał mu, aby nikomu nie mówił o tym, co zobaczył dzisiejszej nocy, gdyż za powtórną niedyskrecję spotka go nieszczęście. Wystraszony groźbą gazda wrócił do domu z postanowieniem, że nie puści pary z ust, lecz natrętne pytania żony rozwiązały mu język...
       Kilka miesięcy później chłop wybrał się na targ do Cieszyna. Przejeżdżając przez płytki odcinek Olzy, nagle, nie wiadomo czemu, jeden z jego koni zaczął tonąć. Wtem przed gospodarzem, który już dawno zapomniał o Rokitce i jego groźbie, pojawił się stary znajomy spod Jaworowego, który z mściwością grożąc palcem, oznajmił grubym głosem, że stracił konia, gdyż nie umiał trzymać „języka za zębami”...
       „Cieszyniacy” długo jeszcze wspominali to zdarzenie. Wiedzieli, że z pamiętliwym Rokitką lepiej nie zadzierać. Mijały lata, a cieszyński utopiec ani myślał o zmianie miejsca zamieszkania. Zadomowiwszy się na dobre w Olzie, przywiązał się do starego pięknego Cieszyna. Może nawet polubił jego mieszkańców, którzy starali się nie wchodzić w drogę niezwykłemu sąsiadowi. Z czasem widok Rokitki wybierającego się z koszykiem w ręku do miasta na zakupy, przestał dziwić kogokolwiek. Ludzie byli bardziej ciekawi, jak wygląda szanowna małżonka – utopcula, oraz gromadka utopcowych dzieci. Wąskie cieszyńskie uliczki przemierzał jednak stary utopiec zawsze sam.
       Krążyły plotki, że o żonę był Rokitka niezmiernie zazdrosny, a wychowując synów i córki trzymał żelazną dyscyplinę. Pewnej soboty jedna z Rokitkowych córek została surowo ukarana, za to, że bez zgody ojca wyszła na potańcówkę do miasta i w dodatku wróciła do „domu” grubo po północy. Jakiś parobczak, ulegając wdziękom poznanej na zabawie dziewczyny, zgodził się odprowadzić ją do „domu”. Dopiero nad Olzą uprzytomnił sobie, że piękna nieznajoma, to młoda utopcówna, która usiłowała go zwieźć i utopić. Uciekając, za plecami usłyszał plusk wody. Dziewczę znikło. Kiedy po chwili zebrał się na odwagę i wrócił nad rzekę, na spokojnej już tafli wody zobaczył czerwone plamy. Był szczęśliwy, że żyje, jednak żal mu było dziewczyny, której ojciec-utopiec sprawił wielkie lanie...
       Olza obfitowała niegdyś w wyśmienite ryby. Rokitce znudziła się jednak jednostajna dieta rybna. Stał się za to niezwykle grymaśnym smakoszem mięs, które kupował w tutejszych masarniach. Rzeźnicy opowiadali między sobą, że nawet cieszyńskie mieszczki nie były tak wybredne jak on. Pewnego dnia zdenerwowany sprzedawca „nie wytrzymał” obsługując wymyślającego sobie Rokitkę i zranił go nożem w palec. Utopiec wyszedł bez słowa, pozostawiając na posadzce strużkę krwi. Od tego zajścia nie widziano, aby robił zakupy w mieście. Ale nie zapomniał Rokitka zniewagi rzeźnika. Po jakimś czasie z Olzy wyłowiono jego ciało...
       Żałowali ludzie starego rzeźnika i nie potrafili przebaczyć Rokitce. Uraza narastała. Starzejący się utopiec zgorzkniał i stał się bardzo dokuczliwy dla mieszkańców Cieszyna. Powiadali ludzie, że nocami opuszczał Olzę i grasował w Bobrówce, przepływającej przez Liburnię. Wodził ludzi po nocach, straszył, a wyjątkowo nieostrożnych udało mu się na wieki uwięzić w swym podwodnym królestwie... Mieszkańcy Cieszyna coraz bardziej obawiali się Rokitki. Aby nie dać się złośliwemu duchowi, matki na wszelki wypadek wplatały córkom we włosy tulię (ziele od złego). Przezorni przechodząc wieczorną porą przez most nad Bobrówką, nie wypuszczali z rąk różańca lub książeczki do nabożeństwa, gdyż wiedzieli, że „święcone” odstrasza utopce. Mimo to topielców wyłowionych z Bobrówki przybywało... W końcu, za radą księdza, na Liburni wystawiono kapliczkę. Tego Rokitce było już za wiele. Pewnej nocy spakował cały swój dobytek i przeniósł się do Olzy w Boguszowicach.
       Olza płynie jak dawniej, ale czy Rokitka jeszcze tam mieszka? Czy czasami odwiedza Cieszyn? Sprawdźcie sami, ale bądźcie ostrożni.

Urzżd Miejski, Wydziaż Kultury i Promocji Miasta promocja2@um.cieszyn.pl